Teoria przywiązania – część II
Jednym z kluczowych pojęć w teorii Johna Bowlbiego jest termin „bezpieczna baza”. Bowlby uważał, że dziecko potrzebuje, żeby matka pełniła wobec niego taką właśnie funkcję – bazy, do której może przyjść, jeśli tego potrzebuje, i z której może robić „wypady w świat” – poznawać go, bawić się, rozwijać ciekawość, czerpać przyjemność. Czytaj dalej
„Bezpieczna baza”
Matka spełnia taką funkcję, kiedy jest stabilna i przewidywalna, interesuje się i widzi, co przeżywa jej dziecko oraz adekwatnie na to reaguje. Jest też dostępna dla dziecka fizycznie i emocjonalnie, radzi sobie ze swoimi własnymi uczuciami i rożnymi życiowymi zakrętami. Dziecko nie musi więc ani jej ratować, ani przesadnie na nią uważać, ani o nią walczyć czy dobijać się do niej. Może zająć się własnym rozwojem i poznawaniem świata, a w „bezpiecznej bazie” może się chronić, kiedy coś w świecie lub w sobie samym je przestraszy.
Oczywiście „bezpieczna baza” nieco zmienia swój kształt w zależności od wieku i potrzeb dziecka. Czego innego boi lub przestrasza się noworodek, a czego innego dziecko dwuletnie; w pewnym stopniu zmieniają się też sposoby uspokajania i kojenia tych lęków. Jest więc etap, w którym matka musi znosić skrajną zależność jej dziecka od niej, a jednocześnie ogromny brak własnej niezależności, i jeśli jest w stanie unieść tę sytuację, to w dziecku buduje się zarówno obraz matki dostępnej, kiedy ono tego potrzebuje, jak i obraz samego siebie jako kogoś, kto jest przyjmowany ze swoimi pragnieniami i swoim „głodem” matki. Z czasem, gdy dziecko czuje, że matka jest dostępna, kiedy dziecko jej potrzebuje, może ono stopniowo zacząć się od niej oddalać eksplorując świat, nie bojąc się, że ją straci.
„Bezpieczna baza” jest również istotna w późniejszym czasie, gdy dziecko zaczyna buntować się i złościć na swoją zależność od rodzica. Na tym etapie ważne jest, w jaki sposób rodzice radzą sobie ze złością i agresją swojego dziecka, co ma związek m.in. z tym, jak sobie radzą z własną złością wobec dziecka. Jeśli potrafią reagować w takich sytuacjach nie odwetem czy odrzuceniem, ale stanowczością wobec agresywnych zachowań dziecka, połączoną z akceptacją dla jego uczuć, to nie będzie ono w przyszłości musiało bać się własnej złości i innych trudnych emocji – skoro rodzic ją uniósł i miał się względnie dobrze, to znaczy, że nie są one czymś niszczącym.
Jeśli rozwój relacji między dzieckiem a matką (opiekunem) będzie przebiegał bez przeszkód, „bezpieczna baza” zostanie przez dziecko uwewnętrzniona (czyli w umyśle dziecka pojawi się jej reprezentacja). W takiej sytuacji starsze dziecko, a potem także człowiek dorosły, będzie w stanie się uspokoić sięgając po wewnętrzny obraz „bezpiecznej bazy”. Nie oznacza to, że nie będzie już potrzebować realnego kontaktu z matką lub innym opiekunem. Również dorosły człowiek w trudnych chwilach potrzebuje bliskości fizycznej z bliskimi mu osobami, spotkania, rozmowy, wsparcia, ale kiedy z jakichś powodów jest to niemożliwe, to – jeśli uwewnętrznił „matkę – bazę” dającą mu poczucie bezpieczeństwa – jest wówczas w stanie skorzystać z wewnętrznych reprezentacji bezpieczeństwa i bliskości.
Wystarczająco dobra baza
„Bezpieczna baza” nie oznacza relacji z idealną matką czy idealnym opiekunem. Ludzie różnią się tym, z jakimi potrzebami, a więc i z jakimi dziećmi czy z dziećmi w jakim wieku radzą sobie lepiej, a z jakimi gorzej. Jednym rodzicom łatwiej jest pozostawać „bezpieczną bazą” dla maleńkiego dziecka, innym – dla przedszkolnego lub szkolnego. Nikt nie ma też nieustannie dobrego życia, pracy czy związku, wszystkich dotykają straty, zmiany, zawirowania, wewnętrzne i zewnętrzne kłopoty, które wpływają na funkcjonowanie w roli rodzica. Donald W. Winnicott stworzył pojęcie „wystarczająco dobrej matki”, mając na myśli to, że bycie dobrą matką nie może być stanem permanentnym. Dobra matka nie jest osobą, która nigdy nie popełnia błędów i nigdy dziecka nie zawodzi. Rodzic jest wystarczająco dobrym opiekunem, kiedy dobre doświadczenia dziecka w relacji z nim przeważają nad złymi czy trudnymi. Pokazuje to zresztą wiele badań, np. nad jakością związku, która – okazuje się – nie zależy od samej liczby kłótni czy nieporozumień, a od proporcji tych kłótni do doświadczeń przeżywanych jako pozytywne. Jeśli dobre odczucia przeważają, związek czy inna relacja przeżywana jest najczęściej jako dobra. Istotna dla pozostania wystarczająco dobrą bazą jest również możliwość przyznania się do błędu i wzięcia za niego odpowiedzialności oraz umiejętność naprawiania tego, co się popsuło. Jeśli to się rodzicom udaje, dziecko uczy się od nich naprawiania relacji, dowiaduje się też, że poczucie winy można unieść, a błędy nazwać i zostawić za sobą, robiąc miejsce na kolejne doświadczenia.